Konflikty międzymiastowe to żart
Skoro Kraków nie lubi Warszawy, to czy Gniezno nie lubi Krakowa? Czy w Poznaniu lepiej nie mówić, że jest się z Warszawy (i na odwrót)? Co łączy Świdnik, Zgierz i Wawer? Co mają do tego Łomianki? Czy naprawdę cała Polska nienawidzi Warszawy?
Panuje powszechne przekonanie, że to, z jakiego miejsca Polski się pochodzi, ma znaczenie. Trudno się z tym nie zgodzić, pewne podziały istnieją i nic na to nie poradzimy…czy na pewno? Może paradoksalnie stereotypy i żarty z miast, miasteczek oraz wsi jednoczą Polaków jak nic innego?
Miasta śmieją się z siebie nawzajem. Sieć żartów jest tak rozbudowana, że jej rozrysowanie i objaśnienie zajęłoby prawdopodobnie kilka opasłych tomów. Warszawiacy śmieją się, że Wawer to nie Warszawa (jak widać dzielnic też to dotyczy), a Łomiankowicze pierwsi uciekają z imprez bo ,,ostatnia Ł-ka”. Lublin żartuje ze Świdnika, Łódź ze Zgierza, a cała Polska z Radomia i Sosnowca…
Każdy zna podstawowe stereotypy na temat mieszkańców większych miast. Nuda. Co innego lokalne dowcipy, jak np. te ze wspomnianego już Świdnika, Zgierza czy Łomianek. Żeby się wczuć trochę w klimat polecam odwiedzić na Facebooku strony Beka ze Świdnika czy Beka ze Zgierza (chociaż wiadomo, że nie wszystko jesteśmy w stanie zrozumieć, część z dowcipów będzie zrozumiała tylko dla miejscowych). Niektóre żarty są świetne, więcej w nich kreatywności, polotu i świeżości niż w oklepanych dowcipach o konflikcie krakowsko-warszawskim itp. Czuć, że zarówno obśmiewający, jak i obśmiewani mają dużo dystansu do siebie, autoironii i paradoksalnie – wzajemnej sympatii.
Podobnie jest w stolicy. Z jednej strony panuje opinia, że jej mieszkańcy to nadęte buce, ale wystarczy przejrzeć Facebooka. Można znaleźć tam strony tak jak Beka z życia w Warszawie czy Typowy Warszawiak. Zamiast zadęcia świetne poczucie humoru i dystans do siebie. Publikowane są tam zarówno dowcipy o ogóle warszawiaków, jak i o mieszkańcach poszczególnych dzielnic. Nie zabrakło też żartów z metra (zwłaszcza z budowy kolejnych linii), poszczególnych ulic, lokali, wydarzeń i – oczywiście – ze Słoików.
Zacieranie się konfliktów międzymiastowych widać szczególnie dobrze obserwując społeczność studencką. W większości tworzą ją ludzie przyjezdni, z różnych miast, a nawet różnych państw. Lublin, Radom, Zgierz, Warszawa, Świdnik, Gliwice, Sanok, Erazmusy, a nawet Wawer i Łomianki mieszają się, tworząc grupę zgranych znajomych. To, skąd pochodzimy, ma znaczenie. Daje materiał do żartów przy piwie, podczas zajęć czy rozmów na Facebooku. Żeby nie było, że tylko dowcipy i zabawa studentom w głowach – różnice między miastami, mentalnością ich mieszkańców czy w założeniach urbanistycznych to ciekawy temat do merytorycznej dyskusji (zarówno na trzeźwo, jak i po kilku shotach wódki).
Całe szczęście, że nie pochodzimy wszyscy z jednego miasta. Przynajmniej nie umrzemy z nudów, a nasze szare komórki nie zanikną z braku refleksji. Wiadomo, któryś z kolei żart o naszym mieście może zirytować, a nawet zaboleć. Zwłaszcza, jeżeli jesteśmy do małej ojczyzny szczególnie przywiązani. Wszystko jedno, czy nazywamy tak całe miasto, dzielnicę, konkretną ulicę lub podwórko.